wtorek, 18 lutego 2014

Wyzwanie piwne

Serio? Tak serio serio? Kompletnie tego nie rozumiem, ale być może nie jestem tak nowoczesna, na czasie, cool i te sprawy. 

Czytając wcześniej doniesienia na temat tej głupoty, próbując się przygotować do napisania tej wiadomości zauważyłam, że to moda przybyła do nas z Zachodu. Są rożne wersje jedni mówią, że z Ameryki inni, ze z Kanady, jeszcze inni, że z Australii. W każdym bądź razie w większości artykułów podane było, że Polacy przejęli tą modę od państw zachodnich Europy. Naprawdę czy my jako naród nie mamy własnego mózgu i zawsze będziemy robić to co zachód bo to zachód? Serio?

Tak na dobrą sprawę po co to komu? Żeby pokazać jak hardcorową osobą jestem bo wypiłam piwo na raz? I w czym jest ten fun bo nie ogarniam? W tym, że wypiłam piwo na raz czy w tym że wstawiłam filmik na fb? Robienie z siebie debila w tych czasach jest naprawdę takie pożądane? A jak ktoś CI każe powiesić się na żyrandolu bo tak będzie fajnie to też tak zrobisz żeby się innym przypodobać??? I po co? Jak nie chcą Cię znać takiego jakim jesteś to widocznie nie ogarniają twojego geniuszu. Einstein też był człowiekiem i nie robił bezsensownych łańcuszków piwnych dla zabawy tylko zajmował się czymś pożytecznym jak np. ogólną teoria względności. I nie, niech nikt nie mówi, że takiej mody nie było w tamtych czasach, bo o ile pamiętam to Francuzi za czasów Marii Antoniny nosili "modne" peruki, w których to mieszkały sobie jak gdyby nigdy nic szczury i inne paskudztwa. Naprawdę, pisząc to wszystko staram się pojąć po co to? Po to by pokazać jaki jestem dorosły, że wyrosłem z bycia gimbusem (nie, nie wyrośliście z tego ludzie)? A przecież już parę osób zginęło z powodu tej zabawy... 

Wiem jestem dość starodawna i nie jarają mnie takie rzeczy. Jestem też świadoma, że mogą się pojawić słowa krytyki pod tym wpisem. Ale proszę tylko o jedno, zastanówcie się czy warto ryzykować własnym życiem dla akceptacji "przyjaciół". I może o to żeby ta krytyka była konstruktywna a nie o tym, że jestem głupia i nie na czasie bo tym to ludzie Ameryki nie odkryjecie...


środa, 1 stycznia 2014

Normalność...

Co tak naprawdę znaczy być normalnym? Być szarym, standardowym człowiekiem bez żadnych oryginalnych zainteresowań? Być tak jak statystyczny Kowalski. Być kobietą dbającą o urodę, ale bez przesadności, kochającą swojego partnera, potrafiącą gotować i przepadającą za modą? A może być mężczyzną, który uwielbia sport i wyjścia na piwo z kolegami, który ma dwie lewe ręce do wykonywania obowiązków domowych? Słuchać tego czego nasi znajomi? Czytać to co jest na toplistach księgarni? 

Nie wiem.... Po prostu nie wiem.... 

Może lepiej być nieszablonowym? Mieć "inne" niż wszyscy zainteresowania? Być kowalem własnego losu? Być postrzeganym jako oryginał?Raz ktoś nazwał mnie hipsterem. To było coś dziwnego, bo sama siebie tak nie postrzegam. Pierwszą reakcją było ogromne WTF?! Przecież jestem szarym obywatelem tego świata. Nikim o nieprzeciętnych zainteresowaniach, kimś kogo codziennie spotykamy na ulicy nie zwracając specjalnej uwagi. Jednakże mój przyjaciel myślał widocznie inaczej. Powiedział "Nie spotkałem jeszcze osoby, która słuchałaby takiej muzyki.". Okej... To było dziwne. Dla mnie czymś całkowicie normalnym jest słuchanie muzyki azjatyckiej. Dla niego słuchanie hip-hopu. Uwielbiam wiele piosenek o całkiem odmiennych stylach. Uwielbiam muzykę typowo popowego koreańskiego zespołu 2ne1, metal symfoniczny tworzony przez Epica czy Within Temptation, a także tzw. "trailer music" od Two Steps From Hell. A najlepiej sprząta mi się przy klasykach. Chopin, Beethoven, Strauss czy Czajkowski są moimi ulubieńcami. Kocham wszelką fantastykę, czy to w literaturze, sztuce, muzyce czy filmie. Poza tym uwielbiam kryminały. Ale to jest coś całkowicie normalnego. Miliony ludzi na świecie to kocha. Dlaczego więc inni postrzegają to za coś nowego, niestandardowego?

Postrzegamy innych swoja miarą. Ja nie rozumiem fanów hip-hopu czy techno. Nie wiem jak można czytać romanse czy horrory. Oglądanie filmów o UFO to dla mnie kompletnie inny świat. A przecież to coś całkowicie normalnego dla tak wielu ludzi. Są różne kombinacje naszych zainteresowań. Każdy jest oryginalny i nieszablonowy na swój sposób. Nie każdy to po prostu pokazuje. 

Nie chcemy być odrzuceni przez innych. Chcemy czuć bliskość, trzymać się w "kupie". W kupie jest ciepło i kupy nikt nie ruszy. Zaczęłam się stawiać, mieć własne zdanie. Parę osób tego nie zaakceptowało, parę osób może polubiło taką nową mnie. W gruncie rzeczy chyba najbardziej bałam się opinii innych, bo przecież co ludzie powiedzą. Ale lepiej mi z nową mną. Nie muszę niczego udawać, czuję się szczęśliwsza. Może nie jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, bo mam parę zmartwień ale kogo to obchodzi? 

Ważne jest być sobą przed sobą. Niczego nie udawać i niczego nie wmawiać. Bo jeśli nie przestaniemy to to kiedyś się na nas odbije. A prawda jak oliwa – zawsze na wierzch wypływa. Więc po co udawać?

Zostawiam was ze swoimi przemyśleniami. Może ktoś je kiedyś przeczyta? Może ktoś odpowie? A na razie zostawiam tą cudowną i wprawiającą mnie w waleczny nastrój melodię. 

Nowy start...

Chciałam coś stworzyć. Coś osobistego, co jednak nie będzie ujawniało mojej tożsamości. Więc stworzyłam blog. Ale aż wstyd się przyznać straciłam zapał, do kontynuowania. Jednak co kogo to tak naprawdę obchodzi. Postanowiłam zacząć od nowa, koniec kropka. Postanowiłam, że to nie będzie blog tylko o książkach. To będzie coś o kulturze, o filozofii, o życiu. Ale w mojej czysto subiektywnej ocenie.